czwartek, 23 stycznia 2014

Raz, dwa, trzy - modercą będziesz TY - 4# Recenzja - Nie jestem seryjnym morderca

Tytuł: Nie jestem seryjnym mordercą 
(I am not a serial killer)
Autor: Dan Wells
Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2012
Tłumaczenie: Maria Makuch
Ilość stron: 256


Ocena: 7+/8

Możesz być mordercą albo powstrzymać mordercę - co wybierzesz?


John nie jest normalny. Od dziecka ma styczność z martwymi ludźmi. Jego matka ze swoją siostrą zajmuje się balsamowaniem, prowadzą zakład pogrzebowy. John wie, że nie jest normalny. Jest socjopatą, co oznacza, że ma trudność z okazywaniem emocji i odbieraniem ich od innych. Pasjonują go seryjni mordercy. Kiedyś znęcał się nad zwierzętami, teraz oddzielił się od ludzi barierą. Ma tylko jednego niby-przyjaciela, obce są mu odruchy naturalne dla ludzi.

John ma swoją tajemnicę - w środku siebie, za barierą, w klatce, trzyma potwora. Gdy w małym Clayton pojawia się seryjny morderca, wie, że musi odkryć, kto to jest - nie spodziewa się, że prawda jest bliżej, niż mu się wydaje. Gdy zdaje sobie sprawę, kogo tropi, kogo próbuję rozgryźć - wie, że będzie musiał puścić Pana Potwora wolno.


Cześć. To ja. Opowiedziałem ci kiedyś historię mojego życia? O moim ojcu-pijaku, matce, której nigdy nie poznałem? O tym, jak kochałem pozbawiać życia małe stworzenia? Kochałem niszczyć, nie tworzyć. Mówiłem ci o tym? Chyba nie. Bo nikomu o tym nie mówiłem. Ale tobie powiem - pod warunkiem, że zachowasz to w tajemnicy, dobrze? Jestem mordercą. Zabijam ludzi i nie czuję z tego powodu żadnego żalu. To zwykłe śmiecie, przedmioty, zabawki, które, popsute, można wyrzucić do kosza. Bawię się nimi, ich ciałami, a gdy nie są mi potrzebni, zwyczajnie się ich pozbywam. Jakie to zabawne... Być nieuchwytnym dla policji, a tak naprawdę stać obok nich. Czuć oddech ofiary, gdy jeszcze nie zdaje sobie sprawy, że nie dożyje jutra. Człowiek to istota krucha, łatwo go zniszczyć. A ty, przyjacielu, oglądaj się często, bo nie wiesz, za którym rogiem czai się potwór...



Książka zmusza do refleksji. John'em może być osoba, którą mijasz na ulicy. Może to być bliski przyjaciel. Możesz to być ty. Poznajemy w książce myślenie piętnastoletniego chłopaka, który mógłby być mordercą. W którym drzemie potwór, czekający tylko na odpowiedni moment, żeby wyjść na powierzchnię - i zabić.  

W czasie czytania książki postanowiłam, że sprawdzę, ile mam w sobie z mordercy czy też psychopaty.
Chyba każdy zna test o dziewczynie, która na pogrzebie swojej matki poznaje cudownego faceta, a kilka dni później zabija swoją siostrę? Cóż... Tutaj myślę jak morderca.
Dwa kolejne testy 16/40 punktów i 20/50... Co to znaczy - tego nie wiem. Jestem w 40% mordercą? A w ilu procentach mordercą jest osoba, którą mijam przypadkowo na ulicy, miła, starsza sąsiadka lub znienawidzony nauczyciel? Mordercą się nie rodzimy, mordercą się stajemy.

Największy wpływ na człowieka ma dzieciństwo - to, czy był prześladowany bądź wykorzystywany, poniżany, czy był wychowywany w pełnej rodzinie; czy miał skłonności do przemocy, czy kiedykolwiek znęcał się nad zwierzętami; czy czuł się ważniejszy od innych, potrzebował mocnych wrażeń; czy nie miał wyrzutów sumienia. Jednak historia zna i takie przypadki, gdy ktoś miał wszystko, miał dobre dzieciństwo, wychowywał się w pełnej rodzinie, nie miał żadnych zaburzeń emocjonalnych, a mimo to zostaje seryjnym mordercą. Ale zna jeszcze więcej przypadków osób, które spełniają te kryteria, a mimo to nie wychodzą na ulicę i nie sieją postrachu wśród mieszkańców swojego miasta, zakładają normalne rodziny, dożywają później starości, nie wiedząc nawet, że gdzieś w nich drzemie uśpiony morderca. 

W mediach ostatnio wrzało, ponieważ Mariusz Trynkiewicz, morderca i pedofil, wychodzi z więzienia po 25 latach i mówi, że być może on dalej będzie zabijał. To najgorszy typ morderców, w stylu Teda Bundy'ego - pewnych siebie, przekonujących, a zarazem pozbawionych choćby grama uczuć, jakiegokolwiek żalu. On został złapany, przesiedział swoje, ale wyjdzie z więzienia - i będą kolejne ofiary. Mordercy to nie są zwykłe osoby, ale to mogą być osoby, które widzisz na co dzień, osoby, po których najmniej spodziewasz się jakiegokolwiek zła. Czy John zostanie właśnie takim mordercą? Bezlitosnym, bez uczuciowym, bez grama skruchy i sumienia? 

To nie jest normalna książka - ta książka pozwala nam zajrzeć w umysł osoby nieodczuwającej empatii, chłopaka, którego fascynują mordercy i ogień, dziecka, które żywcem pokroiło chomika. Brutalność, przedstawiona zadziwiająco prostym językiem. W swojej prostocie, lekkości języka skrywa ciężką prawdę i brutalnie zmusza do myślenia - morderca, kto to naprawdę jest?



Ktoś się kiedyś mnie spytał, czym się różni morderca, który wyjdzie na ulicę, zabije losowe osoby i zostanie skazany na śmierć i żołnierz, który oddając strzały z karabinu, pozbawia życia wrogich żołnierzy, a potem, gdy wraca do domu, jest uhonorowany medalami i żyje w spokoju do końca swych dni. Odpowiedź jest prosta: chodzi o różnicę wartości. Żołnierz nie zabija dlatego, że chce, tylko dlatego, że musi - dla swojej ojczyzny, rodziny, rzeczy, w które wierzy. Robi to ze świadomością, że albo zabije, albo sam zginie. Morderca nie zabija dlatego, że musi, ale dlatego, że chce. Robi to, bo chce niszczyć, nie tworzyć. Ci zmarli żołnierze to ofiara, jaką muszą ludzie zapłacić wojnie za pokój. Ludzie ginęli i ginąć będą, a ziemia spływać krwią będzie, bo największym potworem jest człowiek. 
Dużo myślałam w czasie czytania książki, a teraz po prostu spisałam moje przemyślenia. John mnie przerażał. Taki pewny, perfekcyjny, a zarazem oddalony od rzeczywistości, oddalony od ludzi i świata. Jak maszyna, stworzona, by zastąpić człowieka. Jednak maszyna nie potrafi jednego - nie potrafi kochać.  


W czasie czytania, mimo lekkości języka i prostoty, widać było, że autor wie, o czym pisze. W książce wspomniani są seryjni mordercy B.T.K. (Dennis Rader), Jeffrey Dahmer, John Wayne Gacy, Kuba Rozpruwacz, Ted Bundy, Ed Gein, Syn Sama (David Berkowitz), a każdy z nich w odpowiedni momencie i kontekście, widać, że to nie są losowo wzięte nazwiska z wikipedii. Opis przemyśleń Johna jest spokojny, zrównoważony, autor pisząc, wiedział, kim jest jego bohater, znał go. Nie bawił się w tworzenie super-bohatera ani nekromanty, jego bohaterem jest chłopak, jakiego możesz minąć na ulicy i nie zdajesz sobie sprawy, że właśnie planuje, jak cię zabije. Poznajemy myśli osoby, która ma 95% cech mordercy, poznajemy mordercę - od środka. Jego knowania, plany i podejście do życia i ludzi. Autor świetnie operuje niewielką ilością bohaterów, nie gubimy się w związkach między nimi, nie musimy się zastanawiać, kto jest kim, dlaczego, skąd i po co. John często wraca do tych samych postaci, przypomina nam to, co o nich wiemy.
Mocna książka, mimo lekkości języka i szybkiego tempa. Pozostaje w pamięci.

wtorek, 21 stycznia 2014

Czytam Fantastykę 2014 + Opóźnienia, wyjazdy, brak czasu

Siema, hej i... witajcie.





Postanowiłam wziąć udział w II edycji wyzwania - Czytam Fantastykę, organizowanym przez Miłośniczkę Książek z bloga Magiczny Świat Książki. Celem wyzwania jest rozpowszechnianie fantastyki wśród większej ilości czytelników ;) Więcej informacji tutaj.

Iii... druga, mniej przyjemna informacja. Ostatnio miałam mało czasu dla bloga, trochę złapało mnie lenistwo, trochę brak weny, ale głównie - brak czasu. Okres przed feriami - urwanie głowy, szczególnie, gdy internet szwankuje, a na chodnikach i drogach gołoledź. Recenzję Więźnia Labiryntu miałam zamiar opublikować wcześniej, ale internet mi nie pozwolił. To się nazywa moje szczęście... A jako, że jestem na wyjeździe, nie było na nic czasu. Od ósmej do dwudziestej na mieście, zwiedzanie, poznawanie nowych ludzi, potem zrobić kolację... i nic się nie chce. Nawet nie wzięłam ze sobą ciekawej książki, żeby nadrobić zaległości. Ale postaram się pokończyć i poprawiać stare opinię i jak najszybciej je wrzucić - przed kolejnym wyjazdem... 

I wielkie dzięki dla Marceli Pomper z bloga Books are mirror of the soul za cenne rady ;) 

Cześć, czołem - i do przeczytania wkrótce.

Historia męskim językiem pisana, czyli... #3 Recenzja - Więzień Labiryntu

Tytuł: Więzień Labiryntu (The Maze Runner)
Autor: James Dashner
Wydawnictwo: Papierowy Księżyc
Rok wydania: 2011
Tłumaczenie: Łukasz Dunajski
Ilość stron: 420

Data premiery ekranizacji: 19 września 2014

Ocena: 9/10
A ty, co byś zrobił, gdybyś wiedział, że Twoje pojawienie jest początkiem końca?
Ile byłbyś w stanie poświęcić, aby odzyskać wspomnienia i znaleźć wyjście z Labiryntu?
Thomas budzi się w ciemnym miejscu, które, jak się okazuje, jest windą. Nie pamięta niczego poza swoim imieniem. Trafia do Stery - tajemniczego miejsca, otoczonego murami, wewnątrz Labiryntu, którego ściany zmieniają pozycję co noc. Poznaje tam... samych facetów - młodszych od niego, starszych - wszyscy nastoletni, a każdy z nich ma jakąś rolę. Cała Strefa istnieje dzięki organizacji tego miejsca i żelaznych zasad. Jednak nikt nie wie, dlaczego znalazł się wewnątrz Labiryntu...
Nagle w Strefie pojawia się dziewczyna - jedyna, jakakolwiek się kiedykolwiek się tam pojawiła. Przynosi ze sobą tajemniczą wiadomość. Thomas musi rozwiązać zagadkę Labiryntu, znaleźć wyjście i odkryć, co oznaczają tajemnicze strzępki wspomnień - albo zginie. Czy jest gotowy zapłacić najwyższą cenę za wolność?

Trylogia, rozpoczęta przez Więźnia Labiryntu, porównywana jest do bestsellerowej
trylogii Igrzysk Śmierci Suzanne Collins i serii Gone Michaela Granta. Czy zasługuje na to miano? Jak dla mnie - tak.

Książki wepchnięte mi przez kuzynkę - część 2. 
Co mogę powiedzieć o tej książce? Jest po prostu przecudowna! Wreszcie - właściwie brak wątku miłosnego, a jeżeli, to bardzo słaby. Książka jest naładowana akcją - od pierwszej, do ostatniej strony. To jedna z typu tych - jeszcze jeden rozdział i idę spać, patrzysz na zegarek, a tu druga w nocy i wszyscy śpią. I mimo że oczy ci zaraz wypadną ze zmęczenia, ty przewracasz stronę i czytasz dalej.
Jest to chyba pierwsza książka dystopijna, jaką przeczytałam, która jest napisana przez faceta. Nie wiem, czego się spodziewałam, chyba wielkich, mechanicznych humanoidów i dziewczyn hojnie obdarzonych przez naturę. W całej książce występuje aż... jedna dziewczyna, Teresa. Opisy są krótkie, zwięzłe i na temat, co jednak nie ubliża w żadnym wypadku książce. Język jest prosty, zrozumiały, konkretny, chociaż posiada własne słowa, których na początku nie ogarniałam nie rozumiałam, typu 'ogay', 'klump'... Później zostają one wyjaśnione, a w trakcie czytania nie niszczyły całego sensu, a gdy już poznałam ich znaczenie, przychodziły mi automatycznie, bez zastanawiania się nad ich znaczeniem.
Autor zamkną akcję na niewielkim obszarze - w Labiryncie i w Strefie, będącej w samym jego środku. Widać, akcja nie musi się rozciągać na nie wiadomo jak wielkich połaciach terenu, aby coś "się działo". Nie musiał też tworzyć pięknego, nieśmiertelnego i obrzydliwie słodkiego romansu, aby dać bohaterom przyczynę i motywację do walki. Dla nich największą motywacją jest największa wartość, jaką utracili - wolność.
W czasie czytania przeszła przeze mnie burza emocji. Zgubienie, gdy traciłam orientację razem z Thomasem; szczęście, gdy coś idzie po myśli bohaterów; przerażenie, gdy pojawiły się potwory. Uczucie, jakbym chwytała się nadziei jak tonący brzytwy, gdy któryś z bohaterów walczył o życie; niepokój, gdy Zwiadowcy nie wrócili z wyprawy. 
Bohater z Więźnia Labiryntu, który mi towarzyszy w mojej celi - Newt. Charyzmatyczny zastępca dowódcy. Oddany przyjaciel. Nie raz powodował uśmiech na mojej twarzy, nie raz miałam ochotę wejść do książki i... sami wiecie.


czwartek, 9 stycznia 2014

Gdy sny przeważają nad rzeczywistością, czyli... #2 Recenzja - Spojrzenie Elfa

Tytuł: Spojrzenie Elfa (Elfenblick)
Autor: Katrin Lankers
Wydawnictwo: Dreams
Rok wydania: 2013
Tłumaczenie: Mirosława Sobolewska
Ilość stron: 352

Ocena: 7+/10

Data przeczytania: 16 lutego 2013
 A Ty, byłbyś w stanie iść za czymś, co widzisz tylko w snach?
Byłbyś w stanie porzucić rzeczywistość dla miłości wykreowanej we snach?

Szesnastoletniej Mageli zdaje się, że nie pasuje do swojej rodziny. Śni się jej przystojny chłopak, Erin, który podaje się za elfa. Mageli od razu zakochuje się w uroczym chłopaku. Dziewczyna spotyka go tylko we snach - jednak kiedy dowiaduje się, że Erin jest w niebezpieczeństwie bez wahania jest w stanie poświęcić wszystko dla swojego ukochanego; musi podjąć ciężką decyzję - czy ma zaufać temu, co widzi na jawie czy też we śnie?


Książka opiera się trochę na "zmierzchowym schemacie" - (akcja dzieje się współcześnie, w Niemczech) dziewczyna poznaje mega ciacho, które pochodzi z rasy, która istniała dla niej dotychczas tylko w krainie czarów. Zakochują się w sobie po uszy, nie są w stanie bez siebie funkcjonować, kiedy... puf! chłopak przestaje pokazywać się w jej snach. Mageli zaczyna odchodzić od zmysłów, kiedy słyszy w snach głos Erina - ukochany słabym głosem prosi ją o pomoc, prosi, aby go uratowała. Dziewczyna, ryzykując stratę wszystkiego, podążą za jego głosem prosto do Krainy Elfów, gdzie poznaje nowy przyjaciół, w tym Ondulasa, który zakochuje się w niej po same czubki swoich szpiczastych uszu. Wspólnie muszą stawić czoła Księciu Ciemności, aby uratować przyszłość słonecznych elfów i ich utraconej ojczyzny, życie Erina i poznać prawdę - która może okazać się śmiertelnie niebezpieczna...



W książce zostało pokazane nowatorskie podejście do pojęcia "elf".
Autorka połączyła typowy wątek miłosny dla nastolatek z dojrzałą i poważną siłą bohaterów, którzy muszą stawić czoło przeznaczeniu. Nie da się nazwać tego typową fantastyką ani typową książką o miłości. Spojrzenie Elfa balansuje gdzieś na granicy tych dwóch światów, łącząc je nierozerwalnie ze sobą - tworząc nowy typ książki, skierowanej do nie tylko do nastolatków, ale również do osób starszych, a w szczególności pasjonatów mitów i fantastyki, którym jednak nie zaszkodzi młodzieńcza miłość.

Podczas czytania Spojrzenia Elfa w mojej głowie pojawiało się wiele zagadek i niespodzianek, które w większości wyjaśniają się w ciągu czytania. Książka zaskakuje - jest pisana lekkim, delikatnym językiem, który idealnie obrazuje przedstawiony świat. Jedynym minusem książki jest zakończenie - zostawia pewien niedosyt, bo raczej kontynuacji nie możemy się spodziewać. Mimo to, jestem wdzięczna autorce, że pokazałam nam swoje nowe podejście, świeże spojrzenie na fantastykę.


Spojrzenie Elfa to debiut Katrin Lankers, 36-letniej autorki mieszkającej w Dortmundzie, niedaleko Bonn, gdzie mieszka wraz z mężem i dwójką dzieci.

poniedziałek, 6 stycznia 2014

O tym, jak wywołać drugą wojnę trojańską, czyli... #1 Recenzja - Spętani przez bogów

Tytuł: Spętani przez bogów (Stracrossed)
Autor: Josephine Angelini
Wydawnictwo: Amber
Rok wydania: 2011
Tłumaczenie: Katarzyna Makaruk
Ilość stron: 400

Ocena: 8+/10

A Ty, co byś zrobił, gdybyś wiedział, że twoja miłość może sprowadzić zagładę na świat?

 Helena Hamilton usilnie próbuje być normalną
nastolatką... Albo przynajmniej tak bardzo nie rzucać się w oczy, nie zwracać na siebie uwagi, jednak ciężko jest, będąc wyższą od niejednego chłopaka w swoim wieku, z zachwycającą burzą jasnych włosów i twarzą, od której nie sposób oderwać wzroku. Helena wolałabym tego wszystkiego nie mieć, wolałaby być zwyczajna. Jednak nie może zmienić tego, co dostała od matki w genach, która dawno temu porzuciła ją i jej ojca. Jedyne, co Helenie po niej pozostało, to niewielki wisiorek w kształcie serca. Nie widziała jej zdjęć, ani ona, ani jej ojciec, Jerry, samotnie wychowujący córkę, nie posiadają żadnych pamiątek po kobiecie, która dawno temu odeszła z ich życia.
Jedyną szansą Heleny, żyjącej w małej społeczności, zaklętej na niewielkiej wysepce, na rozwinięcie skrzydeł i spełnienie marzenia o zamieszkaniu wśród ludzi, wśród których nie będzie się wyróżniać, wśród których nie każdy będzie znać sklepu, który prowadzi jej ojciec z pomocą jej i Kate, jest stypendium sportowe, które pozwoli jej opłacić studia na kontynencie, w jakimś innym kraju. Jednak aby je zdobyć, w tym roku musi się przyłożyć do biegów -  i je wygrywać. Jej trenerka i nauczycielka nie jest zadowolona, chce przenieść Helenę do biegów z chłopakami, jednak jej udaje się od tego wykręcić, dzięki czemu może dalej biegać ze swoją najlepszą przyjaciółką Carie 'Chichotą' Aoki; drobną, czarnowłosą Japonką, zwaną morderczą Metr Sześćdziesiąt, której śmiech jest tak słodki i zaraźliwy, że mało kto może się przy niej powstrzymać. 

 Helena wie, że nie jest zwyczajna, ale mimo to stara się normalnie żyć. Jej całe dotychczasowe życie wywraca się do góry nogami i na lewą stronę, gdy w jej życiu pojawiają się trzy ubrane na biało kobiety, które, a przynajmniej jej się tak zdaje, widzi tylko ona, i rodzina nieziemsko przystojnych Delosów i boski Lucas. Dziewczyna pierwszego dnia w szkole, gdy tylko widzi jego głębokie, błękitne oczy, czarne włosy i opaleniznę postanawia... zdobyć jego serce ... zabić go! 
Jeszcze nie wie, gdzie zaprowadzi ją jałowa kraina, którą odwiedza co noc, nie wie, skąd się bierze w jej łóżku piasek i krew z poranionych stóp po każdym koszmarze. Wie tylko tyle, że musi dotrzeć do rzeki...
Nie spodziewa się, ze nagle uda się jej zabić Lucasa ... zdobyć jego serce. Jednak działa to w dwie strony - Helena bez pamięci zakochuje się w przystojnym wrogu niedoszłym wrogu. 
Łączące ich uczucie jest zakazane i jest zagrożeniem dla ludzkości - gdy posuną się za daleko, wybuchnie wojna, w wyniku której świat, który znamy, może zostać zniszczony, szczególnie, gdy nieugięte Erynie, plotące swe wątki od czasów Parysa, księcia Sparty i Heleny, imienniczki głównej bohaterki, przetną nagle nić życia...


Książkę przeczytałam po raz pierwszy dwa, może trzy lata temu, gdy w czasie wakacji kuzynka wepchnęła mi ją i rozkazała 'czytaj!'. Nie sądziłam, że tak się stanie, ale książka podbiła moje serce. Teraz, gdy do niej wróciłam, zastanawiałam się, czy ponownie mną zawładnie tak, jak wtedy.

Zawładnęła. Być może jeszcze bardziej, niż za pierwszym razem.
Na pewno nie można powiedzieć, że jest to typowa albo oparta na typowym schemacie książka, szczególnie, jeżeli mówimy, że odnosi się do mitologii czy Iliady Homera. Sama przeczytałam zarówno jak Iliadę, jak i Odyseję, i muszę przyznać, że były ciekawe. Mimo nie łatwego języka - były interesujące, ale skomplikowane. A tutaj pani Angelini poszła dalej. Samą dziesięcioletnią wojnę zostawiła w spokoju, ale skupiła się na tym, co ją wywołało i na tym, co zostało - czyli miłości Parysa i Heleny oraz potomkach herosów i bohaterów, zarówno helladzkich, jak i trojańskich - i przeniosła to do naszych czasów. I wyszło coś, co podzieliło się na trzy części i nazwało: 'Spętani przez bogów', 'Wędrówka przez sen' i 'Bunt bogini'.
Moim sercem w tej książce zawładną... nie, nie Lucas, ale jego kuzyn - Hektor. Silny, jasnowłosy, działający pod wpływem impulsu. O mały włos nie zabija swojego krewnego, za co stałby się Wygnańcem i musi uciekać z Hiszpanii, która była domem Delosów od dwóch lat na wyspę, gdzie mieszka Helena. To właściwie za jego sprawą losy Lucasa i Heleny się łączą.
Od książki nie sposób się oderwać, akcja szybko się zmienia, mimo że jest zamknięta właściwie w obrębie małej wysepki i kilku miejsc w Hiszpanii. Przechodzimy wraz z bohaterką różne emocje, od gniewu przez smutek i poczucie zdrady. Poznajemy jej przyjaźń z Chichotą i Mattem oraz różne jej odcienie. 

Książka wywoływała u mnie różne emocje - czułam gniew Heleny, czułam jej rozdrażnienie. Sama cicho wyklinałam do wszystkich bogów niektórych bohaterów. Były momenty, w których wybuchałam niepowstrzymanym atakiem śmiechu, jakby obok mnie stała sama Clarie i zaraziła swoich chichotem. Były momenty, w których oczy o mało nie wyleciały mi z orbit ze zdziwienia i szoku. Były momenty, w których zgryzałam usta, cicho modląc się o powodzenie misji bohaterów. Były momenty, w których nie potrafiłam powstrzymać łez. Doznałam też bezsenności, gdy, o trzeciej w nocy, odkładałam książkę na nocną półkę i nie mogłam zasnąć do momentu, w którym doczytałam do kolejnego momentu.
Mogę książkę polecić ze szczerym sercem nie tylko fanom mitologi. Nie jest to powieść czysto romantyczna, nie jest to tylko jedna, wielka, starożytna klątwa ani zwykłe "walenie po mordach". To jest gdzieś pomiędzy, w miejscu równowagi. Mam nadzieję, że w najbliższym czasie sięgnę po kolejne części, - Wędrówkę przez sen i Bunt bogini - a na razie przede mną Więzień Labiryntu.

@Dziękuję serdecznie Smilly za pomoc w doprowadzeniu tej recenzji do składu i przydatne rady.

Słowo wstępu...

Witajcie, jestem Jailbird.
Jestem Jailbird of Books.
Jestem Więźniem Książek.

Jestem nastoletnią czytelniczką, kochającą książki tak mocno jak ludzi. Chodzę, żyję, jem i piję, ale jestem więźniem - uwięziona przez moc książek, potrzebująca ich równie mocno, co powietrza. To więzienie mnie zmieniło, wpłynęło na mnie - straciłam wielu przyjaciół, kilku zyskałam, a jeszcze innych - nigdy nie poznałam. Jednak nie żałuję. Wolę żyć z tymi kilkoma, których kocham nad wszystko i niż z tłumem, który nic dla mnie nie znaczy.

Co tu będzie - tego jeszcze nie jestem pewna. Chcę się podzielić z Wami moją miłością, moim więzieniem - i tym wszystkim, co z tym związane. Wszelkimi książkami, jakie przeczytałam, jakie chcę przeczytać i jakie dostałam, kupiłam, wymieniłam. Będę o nich pisać, nie unikając ostrych słów i zimnej krytyki, oddając moje uczucia względem książek, autorów, bohaterów, będę je oceniać.

Jeżeli chcecie - wejdźcie do mojego więzienia, poznajcie mnie i książki, które budują mury mojej celi, słowa, które tworzą kraty i bohaterów, którzy mi towarzyszą.